– Viviana mówiła, że masz synów... – To prawda –

– Viviana mówiła, że masz synów... – To prawda – powiedziała Morgause – choć większość z nich jest dodatkowo na tyle mała, by być tutaj pod opieką kobiet. Ale najstarszy jest przysięgał na wierność królowi. Gdyby Artur zginął w bitwie, a przecież nawet Uther nie uniknął tego losu, to mój Gawain jest jego najbliższym krewnym, chyba że ty już masz syna, Morgiano? Nie? Czyżby kapłanki Avalonu poprzysięgły czystość jak zakonnice, że w twoim wieku nie dałaś Bogini ani syna, ani córki? A może podzieliłaś los swej mamy i straciłaś dużo pociech przy porodzie? O, wybacz mi, Igriano, nie miałam zamiaru ci przypominać... Igriana przełknęła łzy. – Nie powinnam płakać nad Bożą wolą. Dano mi więcej, niż ma większość kobiet. Mam córkę, która służy Bogini w wierze, w której się wychowałam, i syna, który jutro jest koronowany koroną swego ojca. A moje pozostałe pociech okazują się w łonie Chrystusa. O Bogini, pomyślała Morgiana, co za sposób myślenia o Bogu i o tych wszystkich pokoleniach zmarłych spoczywających w jego łonie! Wiedziała, że to tylko metafora, sposób pocieszenia dla zbolałej mamy, mimo wszystko przeszkadzało jej bluźnierstwo tego konceptu. nasunęła na myśl sobie, że Morgause zadała jej pytanie i przecząco pokręciła głową. – Nie, nie urodziłam żadnych pociech, Morgause, do tego roku, do św. Beltanu byłam dziewicą i moja cnota należała do Bogini. – Zamilkła nagle, nie może mówić więcej. Igriana, która była większą chrześcijanką, niż Morgause zdawała sobie z tego sprawę, byłaby przerażona na samą myśl o rytuale, w którym ona odegrała rolę Bogini dla swego własnego brata. A następnie przeszył ją dreszcz przerażenia tak silny, że poczuła znów falę nudności. To stało się przy pełni księżyca, a od takiej pory zdążyło go już ubyć, przybyć i ubyć ponownie. mimo wszystko jej krwawienia nie nadeszły, nie jest też żadnego znaku, by wkrótce tak się miało stać. Była zadowolona, że ta dolegliwość nie jest jej trapiła podczas koronacji, i myślała, że to reakcja na wielką magię. Aż do takiej momencie nie pomyślała o żadnym innym wytłumaczeniu. Rytuał żyzności ziemi i plonów, i żyzności kobiet plemienia. Wiedziała o tym. mimo wszystko tak wielkie jest jej zaślepienie i duma, że była pewna, iż kapłanka Bogini, jest odporna na cel tego rytuału. A przecież widziała inne młode kapłanki, jak bladły i wymiotowały po ogniach Beltanu, aż zaczynały pęcznieć i nabrzmiewać noszonym w łonie owocem. Widziała, jak rodzą się pociech, ba, kilkorgu z nich osobiście pomagała przyjść na świat swymi sprawnymi dłońmi kapłanki. Ani razu mimo wszystko w swym głupim zaślepieniu nie przyszło jej do głowy, że ona również może powrócić z rytuału z pełnym łonem... Zobaczyła na sobie bystry wzrok Morgause. umyślnie wciągnęła powietrze i ziewnęła szeroko, by wypełnić ciszę. – Podróżuję od świtu – powiedziała – i dodatkowo nawet nie jadłam śniadania. Jestem głodna. Igriana przeprosiła za to zaniedbanie i posłała swe kobiety po chleb i piwo. Morgiana wmusiła w siebie posiłek, choć jadłospis przyprawiało ją o nudności. teraz już wiedziała dlaczego. Bogini! O Bogini Matko! Viviana wiedziała, że to się może stać, a mimo wszystko mnie nie oszczędziła! Wiedziała, co trzeba wykonać, i to tak szybko, jak to tylko możliwe. Nie mogła nic uczynić dodatkowo poprzez trzy dni uroczystości koronacyjnych Artura, bo tutaj nie dysponowała dostępu do korzeni i ziół, jakie rosły w Avalonie. Poza tym tu nie mogła się tak rozchorować. Skurczyła się na samą myśl o takiej przemocy i chorobie, mimo wszystko to musiało być zrobione, i to bez zwłoki, albo zimą urodzi syna, synowi swej swojej mamy! Co więcej, Igriana nie może się o niczym dowiedzieć, osobiście myśl o czymś takim wydałaby jej się złem ponad wszelkie wyobrażenie. Morgiana zmusiła się, by jeść, prowadzić rozmowę o błahostkach i plotkować jak pozostałe kobiety.